Krople z prysznica zmyły
każdy z brudów mojego ciała. Psychicznie jednak wciąż byłam nieczysta.
Nasze oddziały pewnie związały już żołnierzy wroga. Ubrałam swój
codzienny strój. Czarną kurtkę, podkoszulkę z czerwoną gwiazdą i już
trochę obdarte dżinsy. Kobieta mieszkająca w tym domu zaprosiła nas do
jadalni. Chyba była niema, bo na moje pytania odpowiadała tylko ruchami
głowy. Była taka jak typowi mieszkańcy tego regionu. Jej zmęczone dłonie
były świadectwem dawnej ciężkiej pracy. Duża część tutejszych ludzi
pracowała na roli, ponieważ jednak ostatnio walki przeniosły się na ten
teren zaczęli wytwarzać rękodzieła z drewna i sprzedawać do domów
arystokratów. W ten sposób udało im się uniknąć kryzysu, a przynajmniej
nie odnieśli, aż tak wielkich strat jak moja wieś. Vex nie mówiła nic, a
dziewczyna, która mi dziś pomagała zmyła się. Pewnie wróciła do swojego
oddziału. Oddziału obserwatorów, tak zwanych Sokołów. Vex walczyła wraz
z swoim oddziałem Lwic. Były jeszcze inne oddziały, ale nie o tym teraz
mam zamiar pisać.
Zniszczone uprawy widać
było z mojego okna. Zostaniemy tu tylko na parę dni i zaraz będziemy
musieli wybrać się w podróż. Oddziały Wyroczni cofały się w stronę zamku
i ja zdecydowałam się za nimi podążać niczym cień. Powinnam wrócić tam
gdzie skończyłam. Wyrocznia zarządziła ogromny zjazd wszelkich znanych
osobistości z naszego kraju. Zjawili się wszyscy artyści, politycy i
uczeni. Widziałam ich z okna mojego hotelu. Tysiące karoc jechało w
stronę pałacu. Czasami zdarzało mi się zobaczyć twarze tych znanych
ludzi. Nie zatrzymywali się jednak. Nawet dla fanów. Dla nich ważniejszy
był pokój. Sunęli, więc ulicami, a ludzie wkoło krzyczeli z
podniecenia. "Posiedzenie pokojowe" jak nazwała je Wyrocznia trwało cały
tydzień. Wrócili z niego odmienieni. Każdy mówił to samo. Jak roboty
powtarzali słowa, że "Wyrocznia znalazła sposób na koniec wojen. Od
teraz to ona będzie wyznaczać role w naszym wspaniałym kraju".
Przyjechali nawet tu, by je głosić. Splunęłam na ziemię słysząc te
słowa. Mama od razu mnie zganiła, szepcząc, że patrzy na mnie strażnik.
Od razu zrozumiałam, co miało się zacząć dziać patrząc w jego zimne
oczy. Powiedziałam coś w stylu "Mam flegmę. Źle się czuję mamo". Ten
odczepił się i przestał patrzeć na nas. Uspokoiło to matulę. Wierciłam
się do końca wieczoru, kiedy to coraz to nowe gwiazdy wychodziły na
scenę jak i niebo. Myślę, że nie tylko ja kapnęłam się, że zostali
zahipnotyzowani. Jednak kto, by słuchał trzynastolatki? Nikt nie chciał
kłopotów. Gdybyśmy o tym się rozgadali zaraz, by poszło to dalej. Wieści
rozchodzą się szybko. Tak, więc milczeliśmy. Wydarzenia miały przyjąć
jeszcze gorszy obrót. Bowiem Wyrocznia rozpoczęła to, o czym mówili
tamci ludzie. Zaczęła wybierać kto ma być kim. Najpierw ministrowie.
Potem zajęła się celebrytami. Na końcu nami. Przyjmowała ludzi, w swym
pokoju. Jak wychodzili mieli już wyznaczoną przez bogów przyszłość.
Mieli dzień na decyzję. Większość się zgodziła. Mnie też zaproszono wraz
z moją najlepszą przyjaciółką Justine do pałacu tej podłej kobiety.
Zajęła go po królowej. Wszyscy zgodnie zgadzali się na coś takiego.
Postanowiłam, że nie ważne co ta kobieta zechce mi wybrać to zrobię
kompletnie inaczej. Razem z Justine złożyłyśmy obietnicę, że żadna z nas
nie zgodzi się zostać jej marionetką.
Przerywa mi huk za
oknem. Szybko biorę do ręki leżącą obok "Herę". Sprawdzam magazynek i
dopiero potem ostrożnie, bokiem spoglądam przez okno. Stoi tam strażnik.
Musiał zbiec przed rebeliantami. Przeklęłam pod nosem. Był odwrócony
plecami. Jeden ruch. Jednak muszę być ostrożna. Jeden ruch i mnie
dostrzeże. Trzyma pistolet. Szlak, by to wszystko. Zejdę na dół. Wolę,
by nic się nie stało z tym domem. Cywile nie powinni cierpieć. Nagle
uderzają mnie drzwi, gdy próbuję wyjść. Mój nos zaczyna krwawić i plamić
bluzkę. Krzyczę na Vex. Takie głupstwo może mnie nieźle na mnie wpływ.
Elfia krew jest bardziej fioletowa i nie krzepnie tak szybko. Jednak nie
czas na bzdety. Trzeba zatrzymać tego szeregowca, bo natknie się na
nasze niezbyt teraz czujne oddziały.
- Chyba dziś będzie twój pierwszy raz, co? - biegnąc słyszę warkot Vex.
Nigdy nie spuszcza z
wrogiego tonu, ale nie było czasu, bym się z nią zaprzyjaźniła.
Zauważyłam ją, bo też była elfem. Jest ostra. Potrzebna jest nam taka
osoba w grupie. Nasłuchujemy przez drzwi wejściowe. Nie słychać kroków.
Otwieram drzwi wolną ręką, gdy Vex dla pewności łapie za swój poręczny
pistolet. Wiem, że jest na prawdziwe pociski. Jednak nie mam zamiaru
pozwolić jej, by go użyła. Mimo wszystko w naszych żyłach płynie podobna
krew. Nikogo nie widać. Musi być wciąż za domem. Wyglądam w tamtą
stronę. Wciąż go nie widzę. Ruszam do przodu. "Hera" mierzy w
niewidzialnego wroga. Gwiazdy błyszczą na niebie. Dobrze, że nie jestem
człowiekiem. Wszystkie zmysły mam wyostrzone. Zaczynam słyszeć kroki.
Czy on nas widzi? Błąka się po omacku. Jednak coś jest nie tak. Nagle z
krzaków wybiega dziewczyna. Jedna z Hien. Nie widzi go. Co za idiotka.
Mały ruch i ten owija palce wokół jej szyi. Podbiegamy bliżej. Nie mogę
chybić. Nagle słyszę jego głos:
- Wystrzelisz? Zdążę jeszcze zacisnąć palce.
Dziewczyna sinieje.
Paraliżuje mnie. To wszystko. Boję się. Jak mogłam myśleć, że podołam.
Jak mogłam myśleć, że dam radę przewodzić rebelii. Słyszę huk. Mam
ochotę wrzeszczeć, ale jest za późno. Mężczyzna upada na glebę.
Dostrzegam, że dostał w serce. Już po wszystkim. Odwracam się w kierunku
Vex. Jej oczy są jak martwe. Pytam się jej:
- Jak mogłaś?
Ona odpowiedziała tak znane mi już słowa:
- On albo ona.
Wiem, że nie było innego
wyjścia. Nie mogła strzelić w kończyny, bo go zasłaniało listowie, po
za tym zbyt miotał dziewczyną. Co z nią? Biegnę. Jest cała. Nic jej nie
będzie. Słyszę głos Vex w ciemnościach:
- Crejzi. Ty też będziesz miała ten pierwszy raz. To wojna.
Odwracam się. Widzę
tylko zagubioną nastolatkę. Co z tego, że właśnie kogoś zabiła. Co z
tego, że mówi takie rzeczy. Jest mi jej żal. Mówię tylko:
- Trzeba, by go pogrzebać.