poniedziałek, 22 sierpnia 2016

2. Pierwszy raz?

Krople z prysznica zmyły każdy z brudów mojego ciała. Psychicznie jednak wciąż byłam nieczysta. Nasze oddziały pewnie związały już żołnierzy wroga. Ubrałam swój codzienny strój. Czarną kurtkę, podkoszulkę z czerwoną gwiazdą i już trochę obdarte dżinsy. Kobieta mieszkająca w tym domu zaprosiła nas do jadalni. Chyba była niema, bo na moje pytania odpowiadała tylko ruchami głowy. Była taka jak typowi mieszkańcy tego regionu. Jej zmęczone dłonie były świadectwem dawnej ciężkiej pracy. Duża część tutejszych ludzi pracowała na roli, ponieważ jednak ostatnio walki przeniosły się na ten teren zaczęli wytwarzać rękodzieła z drewna i sprzedawać do domów arystokratów. W ten sposób udało im się uniknąć kryzysu, a przynajmniej nie odnieśli, aż tak wielkich strat jak moja wieś. Vex nie mówiła nic, a dziewczyna, która mi dziś pomagała zmyła się. Pewnie wróciła do swojego oddziału. Oddziału obserwatorów, tak zwanych Sokołów. Vex walczyła wraz z swoim oddziałem Lwic. Były jeszcze inne oddziały, ale nie o tym teraz mam zamiar pisać. 

Zniszczone uprawy widać było z mojego okna. Zostaniemy tu tylko na parę dni i zaraz będziemy musieli wybrać się w podróż. Oddziały Wyroczni cofały się w stronę zamku i ja zdecydowałam się za nimi podążać niczym cień. Powinnam wrócić tam gdzie skończyłam. Wyrocznia zarządziła ogromny zjazd wszelkich znanych osobistości z naszego kraju. Zjawili się wszyscy artyści, politycy i uczeni. Widziałam ich z okna mojego hotelu. Tysiące karoc jechało w stronę pałacu. Czasami zdarzało mi się zobaczyć twarze tych znanych ludzi. Nie zatrzymywali się jednak. Nawet dla fanów. Dla nich ważniejszy był pokój. Sunęli, więc ulicami, a ludzie wkoło krzyczeli z podniecenia. "Posiedzenie pokojowe" jak nazwała je Wyrocznia trwało cały tydzień. Wrócili z niego odmienieni. Każdy mówił to samo. Jak roboty powtarzali słowa, że "Wyrocznia znalazła sposób na koniec wojen. Od teraz to ona będzie wyznaczać role w naszym wspaniałym kraju". Przyjechali nawet tu, by je głosić. Splunęłam na ziemię słysząc te słowa. Mama od razu mnie zganiła, szepcząc, że patrzy na mnie strażnik. Od razu zrozumiałam, co miało się zacząć dziać patrząc w jego zimne oczy. Powiedziałam coś w stylu "Mam flegmę. Źle się czuję mamo". Ten odczepił się i przestał patrzeć na nas. Uspokoiło to matulę. Wierciłam się do końca wieczoru, kiedy to coraz to nowe gwiazdy wychodziły  na scenę jak i niebo. Myślę, że nie tylko ja kapnęłam się, że zostali zahipnotyzowani. Jednak kto, by słuchał trzynastolatki? Nikt nie chciał kłopotów. Gdybyśmy o tym się rozgadali zaraz, by poszło to dalej. Wieści rozchodzą się szybko. Tak, więc milczeliśmy. Wydarzenia miały przyjąć jeszcze gorszy obrót. Bowiem Wyrocznia rozpoczęła to, o czym mówili tamci ludzie. Zaczęła wybierać kto ma być kim. Najpierw ministrowie. Potem zajęła się celebrytami. Na końcu nami. Przyjmowała ludzi, w swym pokoju. Jak wychodzili mieli już wyznaczoną przez bogów przyszłość. Mieli dzień na decyzję. Większość się zgodziła. Mnie też zaproszono wraz z moją najlepszą przyjaciółką Justine do pałacu tej podłej kobiety. Zajęła go po królowej. Wszyscy zgodnie zgadzali się na coś takiego. Postanowiłam, że nie ważne co ta kobieta zechce mi wybrać to zrobię kompletnie inaczej. Razem z Justine złożyłyśmy obietnicę, że żadna z nas nie zgodzi się zostać jej marionetką.
Przerywa mi huk za oknem. Szybko biorę do ręki leżącą obok "Herę". Sprawdzam magazynek i dopiero potem ostrożnie, bokiem spoglądam przez okno. Stoi tam strażnik. Musiał zbiec przed rebeliantami. Przeklęłam pod nosem. Był odwrócony plecami. Jeden ruch. Jednak muszę być ostrożna. Jeden ruch i mnie dostrzeże. Trzyma pistolet. Szlak, by to wszystko. Zejdę na dół. Wolę, by nic się nie stało z tym domem. Cywile nie powinni cierpieć. Nagle uderzają mnie drzwi, gdy próbuję wyjść. Mój nos zaczyna krwawić i plamić bluzkę. Krzyczę na Vex. Takie głupstwo może mnie nieźle na mnie wpływ. Elfia krew jest bardziej fioletowa i nie krzepnie tak szybko. Jednak nie czas na bzdety. Trzeba zatrzymać tego szeregowca, bo natknie się na nasze niezbyt teraz czujne oddziały.  
- Chyba dziś będzie twój pierwszy raz, co? - biegnąc słyszę warkot Vex.
Nigdy nie spuszcza z wrogiego tonu, ale nie było czasu, bym się z nią zaprzyjaźniła. Zauważyłam ją, bo też była elfem. Jest ostra. Potrzebna jest nam taka osoba w grupie. Nasłuchujemy przez drzwi wejściowe. Nie słychać kroków. Otwieram drzwi wolną ręką, gdy Vex dla pewności łapie za swój poręczny pistolet. Wiem, że jest na prawdziwe pociski. Jednak nie mam zamiaru pozwolić jej, by go użyła. Mimo wszystko w naszych żyłach płynie podobna krew. Nikogo nie widać. Musi być wciąż za domem. Wyglądam w tamtą stronę. Wciąż go nie widzę. Ruszam do przodu. "Hera" mierzy w niewidzialnego wroga. Gwiazdy błyszczą na niebie. Dobrze, że nie jestem człowiekiem. Wszystkie zmysły mam wyostrzone. Zaczynam słyszeć kroki. Czy on nas widzi? Błąka się po omacku. Jednak coś jest nie tak. Nagle z krzaków wybiega dziewczyna. Jedna z Hien. Nie widzi go. Co za idiotka. Mały ruch i ten owija palce wokół jej szyi. Podbiegamy bliżej. Nie mogę chybić. Nagle słyszę jego głos:
- Wystrzelisz? Zdążę jeszcze zacisnąć palce.
Dziewczyna sinieje. Paraliżuje mnie. To wszystko. Boję się. Jak mogłam myśleć, że podołam. Jak mogłam myśleć, że dam radę przewodzić rebelii. Słyszę huk. Mam ochotę wrzeszczeć, ale jest za późno. Mężczyzna upada na glebę. Dostrzegam, że dostał w serce. Już po wszystkim. Odwracam się w kierunku Vex. Jej oczy są jak martwe. Pytam się jej:
- Jak mogłaś? 
Ona odpowiedziała tak znane mi już słowa:
- On albo ona.
Wiem, że nie było innego wyjścia. Nie mogła strzelić w kończyny, bo go zasłaniało listowie, po za tym zbyt miotał dziewczyną. Co z nią? Biegnę. Jest cała. Nic jej nie będzie. Słyszę głos Vex w ciemnościach:
- Crejzi. Ty też będziesz miała ten pierwszy raz. To wojna.
Odwracam się. Widzę tylko zagubioną nastolatkę. Co z tego, że właśnie kogoś zabiła. Co z tego, że mówi takie rzeczy. Jest mi jej żal. Mówię tylko:
- Trzeba, by go pogrzebać.

czwartek, 28 lipca 2016

1. Krew i biel

Witajcie. Jestem Crazy Queen, ale możecie mi mówić po prostu Crazy. To opowiadanie pojawiło się już na Wattpadzie. Nie jest to plagiat. Chcę tylko sprawdzić jak przyjmie się tutaj i czy warto zacząć pisać dalej je tutaj. Tak czy inaczej zapraszam na "Czerwień i Biel wojny (Crazyx Reversium)". Tylko czym jest Crazyx? Już wyjaśniam. To grupa dziewcząt, które stworzyłam inspirując się serialem Winx i innymi kreskówkami z magicznymi dziewczętami. No to czym jest Reversium? Reversium to wymiar, który jest odzwierciedleniem naszego. Niby jest inny, ale ma naprawdę dużo podobieństw. Nie przedłużając. 



Już mija tyle czasu od rozpoczęcia wojny. Wojny pomiędzy mną, a nią. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam szansę, by zakończyć to wszystko, ale teraz nie miałam wyjścia. Byłam ich nadzieją. Na to, że możemy być wolni, a szczęśliwi. Ciekawe, co przyniesie jutro. Modliłam się każdego dnia, o koniec tego wszystkiego. O koniec wojny. Jednak moje modlitwy nie miały być jeszcze spełnione. Nie teraz.  Póki jeszcze nie zabiję Wyroczni. Póki jej czerwień nie spadnie na glebę nie będę miała szansy, by porzucić to życie. 
- Jeden z prawej! - okrzyk mojej towarzyszki wyrwał mnie z rozmyśleń. - Ma miecz.
Spojrzałam przez celownik i namierzyłam mężczyznę. Jego ukryte w niebieskim mundurze ciało wygięło się, gdy nacisnęłam spust. Żadnej krwi. Tak wolałam. Magia wystarczy. Padł na ziemię. Nie chcę, by ci głupcy ginęli. Starałam się, żeby tylko ona poniosła konsekwencje tego co robi i jeszcze... Wstanie. Tak myślę. Zerkam na dziewczynę. Wygląda okropnie. Jej dłonie, które ściskają lornetkę drżą już od początku tego dnia. Żółta koszula jest pewnie z dwa rozmiary za duża, nie mówiąc o spodenkach, które jednak na szczęście podtrzymuje pasek. Jej policzki są poplamione czymś czarnym, pewnie błotem. Po chwili jej usta czerwone niczym krew wykrzywiają się. Krzyczy mi do ucha:
- Vex ma tarapaty! - jej słowa niczym pocisk uderzają mnie doszczętnie.
Jeszcze raz wracam do pozycji i spoglądam na teren. Dostrzegam jej różowe krótkie włosy fruwające na wietrze. Z kimś walczy. Wreszcie dostrzegłam kolejnego mundurowego. Następny wystrzał, by moje palce poczęły drętwieć.  Na szczęście zdążyłam, jak zawsze, w ostatnim momencie. Nie była zaskoczona. Odwróciła się, w kierunku skąd moja droga broń "Hera" wypuściła magiczny pocisk. Dostrzegła nas, bo nam pomachała. To znaczy, że już oczyściliśmy teren. Nie było do tego pewności, ale nie miałam zamiaru spędzać kolejnej godziny w błocie. Cała się lepiłam. Próby strząśnięcia z siebie mazi kończyły się na niczym. Przylgnęła ściślej, niż myślałam. Moja towarzyszka odparła widząc moje próby:
- Daj spokój. Umyjemy się w jakimś domu. Tu są nam przychylni.
Posłuchałam jej. Skierowałyśmy się w stronę Vex. Ta nie miała błota na sobie, ale jej ubrania były zaplamione krwią. Strasznie się to rzucało na jej białej koszuli. Znając życie pewnie pierwsza wskoczy pod prysznic. Jak na potwierdzenie, gdy tylko byliśmy blisko warknęła:
- Dziś ja się pierwsza myję księżniczko.
Miałam ochotę ją walnąć, ale byłam zbyt zmęczona. Sama dużo kaprysiła jak na przywódcę jednego z większych oddziałów rebeliantów. Ostatecznie parsknęłam tylko rozwścieczona. 
Mijają już trzy lata od rozpoczęcia tego wszystkiego. Nadal z takim samym sentymentem patrzę na wbitą w ziemię powiewającą czarną flagę i czerwoną gwiazdę. Dużo się działo. Jednak jak na razie to my rozdajemy karty. Wyrocznia za późno zorientowała się, co się dzieje. Prędzej czy później wygramy tą wojnę. Wojnę o wolność wyboru. Może lepiej wszystko opowiem od początku. Nie wiem czy czytaliście już inne dzieła moich przyjaciół. Nie wiem nawet, czy te kartki przetrwają czas. Jednak piszę. Tak już mam. Nie lubię opowiadać o takich dziejach nie inaczej, niż pisząc o tym. Wszystko zaczęło się prawie sześć lat temu. Wtedy gdy zmarła królowa. Flora umierała już od jakiegoś czasu, więc nie wzięliśmy z początku tego na poważnie. W końcu jednak uwierzyliśmy. Wtedy, gdy zobaczyliśmy jej martwe bezbronne ciało w szklanej trumnie. Dzięki magii zostanie taka przez setki lat. Taka czyli piękna, z tym czułym uśmiechem i w jej tak normalnych szatach. Nie wywyższała się. Nie starała się zrobić z siebie kogoś kim nie była. Jednak sprawiła, że Wubelandia była lepsza. Może ją idealizujemy. Nigdy jej przecież nie poznałam. Zmarła, gdy miałam dwanaście wiosen. To wszystko jednak, co o niej słyszałam świadczyło, o tym, że była mądra, dobra i z pewnością sprawiedliwa. Rozpoczęło się bezkrólewie. Trwało rok. Wtedy zjawiła się Wyrocznia, by jak sama twierdziła "zakończyć wojny domowe". Jednak nie tylko ja się kapnęłam, że czai się na niezajmowany dłużej tron. Powołując się na nasze legendy i tradycje wcisnęła nam, że została tu zesłana z góry, by dać nam pokój. Wyciągnęliśmy dłonie w kierunku osoby, która mogła być wybawicielem, a okazała się diabłem. Zamiast obiecanej nam bieli dostaliśmy czerwień. Czerwień krwi.